Fado – muzyka ludu melancholijnego

Przed wyjazdem do Portugalii chciałem się zorientować nieco w kulturze tego kraju. Chciałem wiedzieć co powinienem zobaczyć, usłyszeć czy poczuć aby móc rzeczywiście powiedzieć, że w Portugalii byłem kimś więcej niż tylko zwykłym turystą. Pytałem więc znajomych, którzy już odwiedzili ten kraj. 
– Idź na fado – mówili jednogłośnie. 

Czym jest Fado?

Muszę przyznać, że nie wiedziałem zbyt wiele o tym gatunku muzycznym. Nic dziwnego, bowiem jest to muzyka popularna właściwie jedynie w Portugalii i tylko w niektórych jej rejonach. Wiedziałem tylko, że to jakiś rodzaj melancholijnej pieśni śpiewanej do dźwięków gitary. Dlatego gdy w końcu udało mi się znaleźć odpowiednie miejsce i zarezerwować stolik na koncert, szedłem bez żadnych szczególnych oczekiwań. 

W Lizbonie nie trudno znaleźć fado. W szczególności w starych dzielnicach od wieków związanych z tym gatunkiem muzycznym. Wiele restauracji lub barów zaprasza na wieczorne koncerty. Wystarczy przejść się uliczkami Alfamy lub okolic dworca Cais do Sodre by znaleźć wiele takich miejsc. 

Przy Fado nie jemy

My trafiliśmy do restauracji Povo zlokalizowanej na sławnej różowej uliczce. Różowa uliczka jest znana nie tylko z charakterystycznego pomalowanego na różowo chodnika, ale również z wielu barów. Koncert miał rozpocząć się około godziny 21, jednak poproszono nas o przyjście nieco wcześniej, by zająć miejsca i złożyć zamówienia. 

Restauracja okazała się bardzo klimatyczna. Niewielka i dość ciemna sala, ładny bar i tylko kilka stolików. Pod ścianą dwa krzesła, przygotowane na przyjście artystów. 

– Jeśli chcą Państwo coś zamówić, to muszą Państwo to zrobić teraz. Artyści by nas zabili, gdybyśmy w czasie występu roznosili zamówienia – informuje nas kelnerka, gdy tylko siadamy. Niektórzy mogą pomyśleć, że to zbyt duże „gwiazdorzenie” jak na nieznanych nikomu grajków do kotleta. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że to podejście jest jak najbardziej dobre. Bo Fado to kultura wysoka, mimo wywodzenia się z nizin społecznych. Nikt nie oburza się, że w teatrze czy operze nie wolno jeść popcornu. Tak samo powinno być na koncercie Fado. 

Koncert

Koncert rozpoczął się chwilę po 21. Światło zostało przygaszone, bar zasłonięty kotarą, a kelnerzy pochowali się w ciemnych zaułkach sali. Weszło dwóch mężczyzn. Jeden trzymał w dłoni gitarę klasyczną, drugi gitarę portugalską, mającą 12 strun, tradycyjną do grania fado. Usiedli i rozpoczęli grać. Melodia wbrew pozorom była żwawa, a palce gitarzystów sunęły po gryfach gitar tak szybko, że ciężko było za nimi nadążyć. Gdy skończyli, rozległy się brawa, a do sali weszła kobieta. 

Gdybym miał opisać jak w mojej wyobraźni wyglądała śpiewaczka fado, to była to kobieta w średnim wieku, ubrana w długą suknię i o ciemnych, długich włosach. Dlatego gdy ujrzałem około 30-letnią blondynkę w fioletowych luźnych spodniach i koszuli, która powitała publiczność i przedstawiła gitarzystów, pomyślałem, że jest ona kimś w rodzaju konferansjera. Jednak gitarzyści zaczęli grać kolejną melodię, a kobieta zaśpiewała. I to tak, że musiałem po ciemku szukać swojej szczęki, która wylądowała gdzieś pod stolikiem. 

To było coś niezwykłego. Śpiewała całym ciałem, więc mimo, że nie rozumiałem tekstu to doskonale wiedziałem o czym śpiewała. Gdy piosenka była melancholijna to czułem ciarki i łzy same napływały do oczu, gdy wesoła od razu chciałem zacząć śpiewać razem z nią (co zresztą się wydarzyło pod koniec koncertu, kiedy wokalistka poprosiła nas byśmy pomogli jej z refrenem). Każdy dźwięk był przepełniony emocjami, każdy gest wyrażał więcej niż słowa. Nie byłem w stanie oderwać od niej wzroku. Tak działa lizbońskie fado.  

Trzeba to poczuć

A dlaczego powiedziałem lizbońskie? Dlatego, że odmiany fado są dwie. Jedna, pochodząca właśnie ze stolicy kraju, druga z Coimbry – niewielkiego miasteczka studenckiego zlokalizowanego nieco bardziej na północ. Fado z Coimbry jest inne, śpiewane wyłącznie przez mężczyzn, niegdyś żaków tamtejszego uniwersytetu. Za czasów dyktatury Salazara śpiew ten często był wykorzystywany do wyrażania swoich poglądów politycznych. 

Muzyka Fado porusza. Miałem wrażenie, że słuchając miałem dostęp do otwartej przede mną portugalskiej duszy. Duszy melancholijnej, romantycznej ale też potrafiącej cieszyć się z nawet najmniejszych rzeczy. Fado jest czymś czego się nie słucha, ale co się czuje. Dlatego najlepiej doświadczyć go na żywo. Popatrzeć. Poczuć. Na YouTubie czy Spotify można oczywiście posłuchać fado, ale nawet najlepszej jakości nagranie nie jest w stanie nawet w 50% oddać emocji, które można dotknąć słuchając fado na żywo. Dlatego jak będziecie w Lizbonie, koniecznie wybierzcie się na wieczorny spacer po Alfamie. Wejdźcie gdzieś do baru na lampkę portugalskiego wina i posłuchajcie. 

A gdybyście jednak mimo wszystko chcieli się zdać na słuchanie internetowe to zacznijcie od Amalii Rodrigues – królowej fado. Niektórzy powiedzą, że możecie też na niej skończyć. To już jednak musicie ocenić sami. 

Przeczytaj więcej ciekawych wpisów z Portugalii:

Kuchnia portugalska, czyli wszędzie jajko

Azulejos, czyli kolorowy świat

Czy porto pochodzi z Porto

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *